Spotkanie z Isaz.

Jest to tekst, który kiedyś zaczęłam pisać, ale został porzucony przeze mnie. Być może jeszcze kiedyś do niego wrócę i dopiszę coś więcej.


Rozdział 1
Połączenie


Isaz

Wezwanie, nagła zmiana i ogłuszający huk. Rozbłysk oślepiającego światła. Byłam któraś z kolei, dlatego miałam ułatwione zadanie. Najgorzej podróż zniosła pierwsza osoba, ale to, co ja przeżyłam także nie było niczym przyjemnym. Gdybym wcześniej się dowiedziała, że będę czuła taki potworny ból (Było to coś nie do zniesienia. Na początku moja dusza została wyrwana z ciała. Straszna sprawa. Czułam się jakbym rozpadała się na miliony części, jakbym zaczynała topnieć. Towarzyszył temu ból jakby ciągnięto mnie we wszystkich kierunkach naraz, potem zaczęłam widzieć miliony miejsc...Myślałam, że od tego zwariuję. Na koniec wylądowałam na tej przeklętej planecie, jako niematerialny byt, esencja mocy i myśli, coś w stylu ducha, ale byłam silniejsza, choć nie mogłam działać), nigdy bym się nie zgodziła na tą podróż, wolałabym umrzeć we własnym świecie, a nie być narażona na powolną utratę swojego istnienia (Ten świat nie działał na nas dobrze, powoli zaczęliśmy się zmniejszać, nasza moc wygasała. Powoli, acz nieubłaganie. Musieliśmy szybko coś wymyślić, przekazać naszą moc dalej, niezależnie czy zginiemy czy nie. Nasza wiedza po prostu nie mogła umrzeć.). Przed przeprawą starszyzna nie ostrzegła nas przed konsekwencjami podróży, pewnie z obawy, że jej nie podejmiemy i nie pomylili się. Połowa z nas nie była w stanie z powrotem scalić się w jedną całość i rozpłynęła się wrzeszcząc w niebogłosy z bólu, inni nawet nie przetrwali pobytu w pustce, chociaż ja czułam się tam bardzo dobrze, jak w domu i nie chciałam stamtąd odchodzić. Reszta odniosła podobne wrażenie. No cóż trzeba było się zastanowić, co robić dalej.
      Macie jakiś pomysł, co dalej robić?Spytałam bez owijania w bawełnę. Czasami bywałam zbyt szczera i uczciwa, co wielokrotnie raniło innych, ale mnie to nie obchodziło. Teraz liczyło się wykonanie naszej misji. Jakiekolwiek by ono nie było. –Jak tak dalej pójdzie, to długo nie pożyjemy. Ten świat wie, że nie jesteśmy stąd. Nie chce nas tu. Wszyscy przecież czujecie jak powoli wchłania naszą esencję, żeby się nas pozbyć. Nie chce nas tu.
      –Teraz akurat trochę przesadziłaś, Isaz, ale to prawda, że niezbyt dobrze to wszystko na nas wpływa. Jak się nazywają te istoty, które chodzą na dwóch kończynach i mają te śmieszne kolorowe skóry? –Spytał męski głos nakierowując ich myśli na stworzenia poruczające się w niezrozumiałej dla nich harmonii. –Myślicie, że są na tyle inteligentni, żeby przyjąć naszą wiedzę i moc?
      –Nie wiem, ale nie zaszkodzi nam sprawdzić. Kobieta, która się odezwała nie była przez nas lubiana, ale cóż, w gruncie rzeczy miała rację. Gdyby powiedział to ktoś inny, lepiej byśmy zareagowali. Za życia, tego prawdziwego życia, tworzyliśmy zgraną grupę przyjaciół, ale teraz z naszej dwudziestki została tylko dziewiątka. Pozostali albo nie przeżyli, albo przeprawili się w inne miejsce, bo grupy liczące po dwadzieścia jeden osób miały pojawić się w wielu miejscach, w razie gdyby innym miało się nie powieść. Czas naszej rasy dobiegał końca, tak jak wielu przed nami. Nadeszła pora, na rasę, która będzie żyła wieki. Wiele gatunków przychodziło i odchodziło na przełomie wieków, jedne były zbyt głupie żeby przetrwać inne zbyt ambitne i żadne władzy, co powodowało, że zabijali się nawzajem, zbyt słabi fizycznie, żeby znieść potęgę swojej mocy i tacy, którzy nie mieli jej w ogóle. My obserwowaliśmy jak przychodzili i odchodzili, nie zależało nam na władzy, a na wiedzy i kształtowaniu samych siebie. Dzięki temu zdrowemu podejściu doczekaliśmy końca swojego świata i jego powolnej śmierci, z czasem, nasze moce ograniczone z początku, wzrosły w siłę i byliśmy nie do pokonania, dostaliśmy władzę, na której nam nie zależało, a niedobitki innych ras zaczęły nas szanować i traktować jako panów. Nie powiem, to było miłe, ale teraz, staliśmy się tylko blaknącym wspomnieniem, a na dodatek byliśmy w grupie z wrogami. (No dobra może przesadzam. Nie wrogami, raczej nieprzyjaciółmi i rywalami. Nasze grupy zawsze ze sobą walczyły, choć nie dosłownie. Walczyliśmy na poziomie umysłowym, choć przyznaję, że miło było dokopać rywalom podczas ćwiczeń fizycznych. Zawsze byliśmy sprawniejsi od nich, bo nie wiem czy wiecie, ale my staraliśmy się w przeciwieństwie do reszty osiągnąć doskonałość w każdej dziedzinie. Umysł był najważniejszy, ale sprawność ciała też była ważna.) –W końcu niedługo i tak przestaniemy istnieć.
      –To fakt. Było mi cholernie trudno to zrobić, ale musiałam przyznać jej rację. –Zaryzykujmy. Nie mamy nic do stracenia. Obawiam się tylko, że będziemy musieli zamieszkać w tych skorupach i na jakiś czas stać się ich częścią. Innego sposobu nie widzę na przekazanie im tego, co potrafimy. Jedynym wyjściem jest znalezienie sobie takiego nosiciela, który dobrowolnie nas przyjmie, a to będzie trudne zadanie. Musimy się rozdzielić. Wszyscy w dalszym ciągu będziemy mogli porozumiewać się mentalnie, a kiedy już wszystko im przekażemy, odejdziemy z tego świata razem, tak jak tu trafiliśmy. Nie marnujmy czasu. Do roboty.
Było mi trudno się z nimi rozstawać, ale to nie miało w tych warunkach żadnego znaczenia. Najważniejsze było wykonanie powierzonego nam zadania. Rozejrzałam się w tłumie tych dziwnych istot. Wszystkie wydawały mi się takie same. Zaczęłam rozglądać się za jakimiś, którzy posiadają jakieś znaki szczególne, czegoś, co byłoby w stanie przyciągnąć moją uwagę. Poszukiwania zdawały się trwać wieczność. Byłam załamana. Mimo powierzchownych różnic mieli jednakową aurę, byli przeciętni. Nagle zobaczyłam coś, co wabiło mnie jak światło ćmę. Zwykła dziewczyna, niczym się nieróżniąca od pozostałych. Przynajmniej na pierwszy rzut oka. Jej aura była silniejsza. Skierowana do wewnątrz, co świadczyło, że dziewczyna jest osobą zamkniętą w sobie, żyjącą we własnym świecie. Na szyi miała powieszony pentagram, co świadczyło na jej korzyść. To oznaczało, że interesuje się magią. Postanowiłam dowiedzieć się o niej czegoś więcej. Miałam nieprzyjemne wrażenie, że wyczuwa moją obecność.

Aislinn

To było dziwne uczucie. Zupełnie tak, jakby ktoś mnie obserwował. Spojrzałam za siebie i... Nic. Nikt mnie nie obserwował. Nikt nie zwracał na mnie najmniejszej uwagi. Czułam się obca we własnym mieście, wśród własnych znajomych. W tłumie ludzi dalej pozostawałam anonimowa. Nikt nic nie wiedział na mój temat i było mi z tym dobrze. A jednak... Znowu to nieprzyjemne uczucie. Przeszedł mnie dreszcz. Nie wiedziałam, kto, ani dlaczego, ale na pewno byłam pod obserwacją. Zostawała tylko kwestia, po co miałabym być śledzona. To było dość niepokojące i nieprzyjemne, ale póki co, nie musiałam się niczego obawiać. Na razie. Świetne perspektywy na nowy rok szkolny. Pierwszy dzień po wakacjach, a ja już mam obawy. Powinnam chyba pójść do psychologa i zwierzyć mu się z tego, ale to niekoniecznie musiało pomóc. Równie dobrze mogło pogorszyć sprawę.
      –Czemu jesteś dzisiaj taka... No sama nie wiem, jaka, taka... Inna? –Powiedziała moja przyjaciółka przyglądając się mi podejrzliwie. Wiedziałam, że się o mnie martwi. Była chyba jedyną osobą w szkole, jaka nie miała żadnego celu w rozmawianiu ze mną i akceptowała moje dziwne zachowanie. Była chyba osobą, która znała mnie najlepiej, ale i tak nie znała całej prawdy. Nawet nie wiedziała, jak daleka jest od poznania prawdziwej mnie (Prawda była taka, że każdy widział inną maskę pozorów. Potrafiłam być szaloną dziewczyną, zamkniętą w sobie, niewiniątkiem i demonem. Może gdyby złożyli te maski w jedną odkryliby, jaka naprawdę jestem... Może).. Choć niewątpliwe, że była bliższa, a zarazem dalsza od poznania prawdy niż inni. –Nic nie mówisz. Co się dzieje?
      –Nic, po prostu... –Nie byłam w stanie skłamać, kiedy patrzyła mi w oczy z taką podejrzliwością. –Po prostu czuję się tak jakby ktoś za mną szedł dzisiaj rano, a teraz mnie obserwował, ale za każdym razem, gdy spojrzę w stronę tego obserwatora, to niczego nie widzę. Zupełnie tak jakby wycofywał się poza zasięg moich zmysłów.
–Mówisz to tak, jakby to dotyczyło wszystkich zmysłów.
      –Bo tak to odczuwam! –Wiem, że niepotrzebnie uniosłam głos, ale ona nie czuła tego, co ja, więc nie mogła zrozumieć. Ta sytuacja zaczęła mnie irytować. –Ten ktoś chce się zbliżyć do mnie, ale nie może, bo wtedy go zauważę, pozostaje na granicy mojego wzroku i słuchu. Na granicy... Sama nie wiem... Po prostu jest, a potem się wycofuje i go nie wyczuwam. To jest denerwujące.
      –Cześć dziewczyny. Wiem, że początek roku szkolnego to nie jest najszczęśliwszy dzień w życiu, ale uśmiechnijcie się trochę. Skąd te grobowe miny. –To był jeden z kolegów z klasy równoległej. Może faktycznie miał rację, co do grobowych min, ale jakoś nie było mi do śmiechu. –Po rozdaniu planów lekcji idziemy na lody. Idziecie z nami?
      –Przyda nam się dobre towarzystwo na poprawę humoru. –Powiedziała Nyiel, zanim zdążyłam zareagować. Nie byłam zachwycona tym pomysłem, ale było już za późno żeby odmówić. A może było mi potrzeba teraz zabawy, żeby przestać o tym myśleć? Posłałam jej lodowate spojrzenie. –Poczekajcie na nas przy szatni.
      –Co ci strzeliło do głowy? –Spytałam szeptem jak siedziałyśmy już w klasie, a nasza wychowawczyni rozdawała wydruki z planem lekcji. –Tylko tego mi teraz brakuje do szczęścia.
      –Powinnaś mi podziękować. –Powiedziała upierając się przy swoim stanowisku, że robi dobrze. –Może jak ten ktoś zobaczy, że nie jesteś sama da sobie spokój, a ty trochę się rozluźnisz i zapomnisz o tym. Zobaczysz, będzie fajnie.
      –Obyś się nie myliła. –Powiedziałam, choć wcale mi na tym nie zależało. Wolałam pamiętać o zagrożeniu, nawet tylko przypuszczalnym. Zawsze lepiej jest być przygotowanym niż zostać zaskoczonym i liczyć na łut szczęścia. Tak, więc zeszłyśmy do szatni, gdzie już czekali na nas koledzy z równoległej klasy i poszliśmy do galerii handlowej. Kupiliśmy lody, usiedliśmy przy jednym stoliku, śmialiśmy się i wygłupialiśmy, ale w dalszym ciągu czułam się obserwowana. Może to zbyt zbagatelizowałam, ale w grupie czułam się pewniej, ale mój obserwator też. Nie zwracałam tak uwagi na niego, dlatego czasami ośmielał się podejść bliżej, ale gdy tylko wyczułam jego obecność zaraz uciekał  (Zwróćcie uwagę, że cały czas mówię o wrażeniu, jakie odniosłam. To były przypuszczenia i przeczucia. Cały czas nie wiedziałam, kto mnie obserwuje i czy tylko mnie się nie wydawało.).Jakąś godzinę później szłyśmy na autobus. To coś (Sama nie wiem, czemu stwierdziłam, że to nie jest człowiek. Może, dlatego, że nie mogłam nikogo zobaczyć). cały czas szło za nami.
      –I co? Teraz żałujesz, że poszłaś?
      –Nie, ale to nie rozwiązało mojego problemu i nie rozwiało moich obaw. To coś dalej za nami idzie. –Zanim Nyiel zdążyła zadać pytanie ja na nie odpowiedziałam. –Nie pytaj mnie, skąd to wiem. Po prostu to wiem. Wyczuwam. I nie wiem jak.


Isaz

To było dziwne, nawet według mojego pojmowania i całej mojej wiedzy. Nie wiem, jakim cudem, ale ta dziewczyna mnie wyczuwała. Cały czas musiałam pozostawać poza zasięgiem jej zmysłów, a muszę przyznać, że miała je świetnie rozwinięte. Inni z jej gatunku nie zauważali mnie nawet jak prześlizgiwałam się między nimi. Tylko niektórych przechodziły dreszcze, ale nie, ona nie mogła być taka jak inni. I jak ja mam się dowiedzieć o niej czegoś więcej, jak muszę trzymać się na odległość? Było w tym jednak coś pocieszającego. To znaczyło, albo mogło oznaczać, że dziewczyna jest wyczulona na magię. Gdyby tak było, może zgodziłaby się mnie w siebie wziąć. Nie posiadała żadnej mocy, ale to wyczulenie mogło oznaczać, że będzie kiedyś wielką władczynią mocy. Już teraz jej aura była inna niż pozostałych, silniejsza i jaśniejsza, ale było w niej coś niepokojącego i musiałam się dowiedzieć, co. Miałam nieodparte wrażenie, że jeśli tylko się do niej zbliżę, to mnie zobaczy, ale przecież to było niemożliwe. A jednak miałam wątpliwości. Przełamałam obawy i podpłynęłam bliżej, kiedy dziewczyna została sama, a na drodze, którą szła nie było nikogo. Czemu tak bardzo zależało mi, żeby to właśnie jej przekazać moją moc i wiedzę? Szczerze powiedziawszy nie wiem, ale mój czas był coraz krótszy, a ja słabłam z każdą chwilą. Kiedy byłam blisko niej odwróciła się nagle i wyciągnęła rękę.
      –Wiem, że tu jesteś. Pokaż się. –Rozkazała. Jej ręka przeszła przez moją esencję. Przeszedł mnie dreszcz (Przypominam, że jestem bytem niematerialnym i nie powinnam nic poczuć, a jednak coś w tej dziewczynie powodowało, że poczułam mrowienie mocy, choć jestem pewna, iż ona jej nie posiadała).. Dziewczyna zabrała rękę i przyłożyła do skroni lekko się chwiejąc. Zniosła to gorzej niż ja. –Kim... Kim jesteś? Dlaczego mnie śledzisz? Cały dzień czułam twoją obecność.
      No i proszę. Jednak wiedziała o mnie. Potrafiła rozpoznać, że jedna osoba się jej przygląda. Przez chwilę zrobiło mi się jej żal. Jej głos już nie był tak pewny jak na początku, taki buntowniczy. Bała się mnie i nie tylko to słyszałam, ale widziałam po jej aurze. Ona naprawdę się bała. Zaczęłam zastanawiać się czy mogę się jej ujawnić. Nie byłam tego do końca pewna. Nie wiedziałam jak zareaguje i czy nie będzie się przez to bała mnie jeszcze bardziej, ale niewielki miałam wybór. Prawdopodobnie była moją jedyną nadzieją. Postanowiłam się odezwać.
      Nie musisz się mnie bać. –Starałam się żeby mój głos brzmiał łagodnie i przyjaźnie. –Tylko nie zacznij się teraz oglądać, bo pomyślą, że jesteś nienormalna. I pamiętaj, że rozmawiamy telepatycznie.
      Ale...
      –Telepatycznie. W myślach.
      –Wiem, co to znaczy. Nie jestem idiotką. Chyb przestała się mnie obawiać, bo teraz jej głos wyrażał oburzenie. Popatrzyła w moją stronę. Ciekawe czy wyczuwała moją aurę, czy kierowała się moim głosem, żeby zlokalizować, gdzie jestem.Kim jesteś? Czy... Czy to ty jesteś tym czymś wiszącym przede mną?
      –Widzisz mnie? Dosłownie mnie zamurowało. To było nie do pomyślenia. Istota z jakiejś podrzędnej rasy, a była w stanie mnie zobaczyć. To nie powinno mieć miejsca. –Jak mnie widzisz? Jak wyglądam?
      –Sama nie wiem. Trochę jak... Kot. Masz kocie uszy i oczy, ale twoja skóra nie ma sierści. Masz też koci ogon, puszysty. I dziwne włosy. Takie czarno brązowe z czerwonymi końcówkami, jakby rozwiane i rozczochrane przez wiatr... A w ogóle, po co to przesłuchanie? –Niezbyt dokładny opis mojej osoby, ale muszę przyznać, że dziewczyna naprawdę mnie widziała. Muszę przyznać, ta jej zdolność widzenia była czymś zachwycającym. Ciekawe jak u niej rozwinął się zmysł pozwalający widzieć inny plan, niż ten, do którego ona należała. Duchy nam podobne z tego świata żyły na drugim planie. Ludzie ich nie widzieli, nie wyczuwali ich obecności. Ich miasta były budowane na miastach ludzi, których oni nie zauważali. Dla nich to ludzie byli niematerialnymi bytami. Tylko nieliczni widzieli te drugie istoty. Wrota między dwoma płaszczyznami były zamknięte, chyba, że ktoś wywoływał duchy, albo chciał się z nimi skontaktować. Wrota działały identycznie z obu stron, ale to częściej ludzie z nich korzystali wzywając nas. To prawda, ja żyłam na pograniczu dwóch płaszczyzn, ale to nie powinno mieć w tym wypadku znaczenia. –I czemu jesteś taka zamazana, półwidzialna.
      –Hmmm... Dobre pytanie. Powinnam być dla ciebie niewidzialna. –Otworzyła usta ze zdumienia, ale nic nie powiedziała. –Mam dla ciebie pewną propozycję, ale dobrze byłoby ją omówić w jakimś bardziej dyskretnym miejscu.
      –No dobrze, ale pod warunkiem, że odpowiesz na wszystkie moje pytania. –Tylko tego mi jeszcze brakowało, żeby stawiała mi warunki. Tego już za wiele, ale nie miałam wyboru. Posłałam jej mentalne przytaknięcie. Uśmiechnęła się lekko. –No to Chodź. U mnie w domu teraz nikogo nie powinno być. Tak a’propos, ty chodzisz czy latasz?
      –To jest coś na pograniczu tych dwóch rzeczy. Muszę poruszać nogami, ale tak naprawdę nie dotykam ziemi. Nie mogłam się powstrzymać przed zadaniem jej tego pytania. –Skąd się wzięły u ciebie zdolności widzenia?
–Jakie zdolności?
      –Zdolności widzenia. Tylko nieliczni są w stanie wyczuć moją obecność. Nie mówiąc o zobaczeniu mnie. Kiedy odkryłaś ten dar? –Dziewczyna otworzyła drzwi do mieszkania. Nie było w nim nic szczególnego, dopóki nie zobaczyłam jej pokoju. Na ścianach były namalowane różne wzory i smoki, co mogło denerwować jej gości, ale mi się podobało. Dawało taką nutkę tajemniczości i magii. Przyjrzałam się znakom. Zastanawiałam się, czy wie, że niektóre z nich naprawdę posiadają moc. Były to zazwyczaj znaki ochrony, niepozwalające wejść do środka niezaproszonym bytom mojego typu. Usiadła na łóżku. –A więc kiedy go odkryłaś?
      –Dzisiaj. Nigdy przedtem nic podobnego mnie się nie zdarzyło. Co to za propozycja, ta, o której mi wcześniej mówiłaś?
      –Ach, tak. –Muszę przyznać, że jej odpowiedź zaskoczyła mnie. Może wzrost jej mocy miał coś wspólnego z naszym przybyciem? Wzięłam się w garść. –Pozwól, że najpierw ci coś opowiem. Otóż ja nie jestem z tego świata. Nasza rasa zaczęła powoli umierać, ale chcieliśmy pozostawić po sobie jakiś ślad. Stulecia, które przeżyliśmy poświęciliśmy na naukę i doskonalenie siebie, ale w obliczu śmierci nasza wiedza na niewiele się zdała. Zaczęliśmy umierać razem ze światem, w którym żyliśmy, ale nie mogliśmy sobie pozwolić, by razem z nami przepadła nasza wiedza. Porzuciliśmy nasze ciała i udaliśmy się w podróż w jedną stronę, żeby stworzyć nową rasę, która posiądzie naszą wiedzę i moc. Rasy, która będzie potrafiła wędrować między światami, nie narażając swojego ciała na śmierć. Chciałam cię prosić, byś to ty przyjęła tą ofertę.
      –Jakie są warunki?
      Pytanie o warunki dobrze o niej świadczyło. Tylko totalny głupek zgodziłby się bez zastanowienia, a takiemu na pewno nie powierzyłabym mocy. Nie podejmowała pochopnych decyzji, musiała mieć wszystko dokładnie wyjaśnione, co dobrze o niej świadczyło.
      –Będziesz musiała zaprosić mnie do swojego ciała. Mogę ci obiecać, że nigdy, bez twojej zgody nie przejmę kontroli nad twoim ciałem. –Wspomnienie o tym było błędem. Widziałam to w jej oczach, ale na wzmiankę o mocy zalśniły jej oczy. –Jeśli się na to zgodzisz, cała moja wiedza i moc będą należały do ciebie. Jesteś wyjątkowa. W całym tłumie ty byłaś jak diament w śród kamieni i piasku. Masz wyjątkową aurę, która może zwiększyć zdolności do magii.
      –A jaką wiedzę posiadasz? Czy dzięki niej nie będę musiała uczyć się do sprawdzianów? –A niech to, co za egoistka! Chwileczka, ona się ze mnie w duchu śmieje. Wyczuła moje oburzenie. Mimo całej powagi sytuacji śmieje się ze mnie i żartuje! To już drobna przesada! –Czy łatwiej będę przyswajała wiedzę?
      –Nie będziesz musiała się uczyć. Przeczytałam wszystkie księgi i podręczniki z twojego świata i z wielu innych. Żyłam po to, żeby zdobywać wiedzę. To było dla mnie najważniejsze, a jeśli mnie przyjmiesz, ja ci oddam to, co potrafiłam. I tak nie zabawię długo w twoim ciele. Mój czas powoli dobiega końca. Ja po prostu chcę, żeby ta wiedza i moc nie umarły razem ze mną.
      –I mam się na to zgodzić? –Zastanowiła się nad czymś przez chwilę. Byłam prawie pewna, że się zgodzi. –Czym się stanę jak przyjmę twoją ofertę? Będę należała do nowej rasy, ale jakiej i co to da?
      –To od ciebie zależy, kim będziesz. Przyjmiesz taki wygląd, jaki zechcesz. Będziesz mogła robić rzeczy, o których śmiertelnikom się nie śniło. Twoim jedynym problemem będzie czas. –Sama nie wiem, czemu jej to powiedziałam. Czułam, że nie mogę przed nią niczego zataić. Czy to możliwe, że przyjmie najgorszą prawdę lepiej od słodkiego kłamstwa? Tego nie wiedziałam. –Nie będziesz mu podlegała. Gdy twoi bliscy będą się starzeli i umierali, ty pozostaniesz wiecznie młoda. Jedyną śmiercią, na jaką możesz umrzeć jest nieszczęśliwy wypadek, zamach, bądź twoje samobójstwo. Będziesz musiała, co jakiś czas fałszować dokumenty, żeby zatuszować prawdziwy wiek.
      –To wysoka cena. –Odparła po chwili ciszy. –Patrzeć jak ludzie, na których ci zależy odchodzą. A co będzie, jak zakocham się w śmiertelniku. On będzie się starzał, w końcu umrze, a ja będę cierpiała.
      –To prawda, ale tak nie musi być. Nie będziesz jedyną osobą z nowej rasy. Będą inni, tacy jak ty. Może w którymś z nich się zakochasz i będziecie żyli długo i szczęśliwie, jak w bajce.
      –Tak, bardzo długo... –Mogłaby wreszcie powiedzieć, czy się zgadza, czy nie. Po co to przeciąganie? W końcu się odezwała. –To naprawdę bardzo wysoka cena, ale zyski są równie wielkie. I zrobiłabym dobry uczynek pomagając ci. Zgadzam się.
      –Naprawdę? –Już myślałam, że się nie zgodzi. –To nie jest żaden żart?
      –Nie. –Jej wewnętrzny głos był rozbawiony. –Musiałam poznać szczegóły. Tak naprawdę zawsze marzyłam o posiadaniu mocy i byciu kimś innym niż wszyscy. Korciło mnie, żeby na samym początku przyjąć twoją propozycję, niezależnie od ceny, jaką muszę ponieść. W końcu to spełnienie jednego z moich marzeń.
      –Co? –No nie! Teraz to mnie wkurzyła! A ja tyle się męczyłam, żeby ją przekonać. Jakby nie mogła tak od razu? –Więc, po co to wszystko?!
       –Nie za każdą cenę można spełniać swoje marzenia. Nie naraziłabym na śmierć, ani ciężką chorobę nikogo z rodziny, ani ze znajomych.
      –Ach...No w sumie masz rację. Przepraszam, że tak na ciebie naskoczyłam. –Jeszcze chyba nigdy nie było mi tak głupio. Ta dziewczyna była naprawdę inna. Z jednej strony wydawała się obojętna i zimna, ale w głębi była bardzo wrażliwa. Nie wiem jak mogłam tego wcześniej nie zauważyć? Ale będę miała czas, żeby lepiej ją poznać, kiedy staniemy się jednym. Będę ją znała lepiej niż ktokolwiek inny i obiecuję sobie, że będę dla niej zawsze pomocą. –Jesteś pewna, że tego chcesz? Później nie będzie odwrotu.
      –Tak, jestem tego pewna. –Bała się tego, co nadejdzie i co przyniesie czas, ale obie pozwoliłyśmy sobie na westchnienie ulgi. –Mam jeszcze tylko jedno pytanie. Jak odczuję to połączenie? Kiedy moja ręka przeszła przez twoją esencję prawie straciłam przytomność, a teraz ty masz zamiar zamieszkać w moim ciele. Czy to mnie nie zabije?
      –Nie wiem jak zareagujesz, naprawdę nie wiem. Prawdopodobnie zemdlejesz, ale nic gorszego nie powinno się stać.
      –No to zaczynaj.
            –Dobrze, ale musisz zdjąć pentagram z szyi. –Przez tę gwiazdę nie mogłabym wejść do jej ciała. To mogłoby mnie zabić. Nie mogłam... Nie chciałam tak ryzykować. Widziałam jak odwiązuje sznurek męcząc się z supłem. Ja w tym czasie przygotowałam się do zadania. Kiedy tylko odłożyła pentagram na bok, ja bez żadnego ostrzeżenia wniknęłam w jej ciało. Poczułam ostry ból i straciłam świadomość.

Aislinn

Odłożyłam pentagram na łóżko. W niecałą sekundę potem poczułam ból rozrywający me ciało na strzępy. Ból był tak silny, że nie byłam w stanie nawet krzyknąć. Myślałam, że to już koniec. Przez myśli przemknęła mi jedna wyraźna myśl, że nie żałuję. W końcu, czego mogłam oczekiwać od życia, ja, która nigdzie nie pasuję? W pewnym sensie śmierć była wyzwoleniem się od tego wszystkiego. Nie bałam się. Utonęłam w ciemności gdzie nie dochodził żaden dźwięk, ani najniklejszy promień światła. Nic tylko czerń i cisza.
      Ocknęłam się po jakimś czasie. Mogłoby się zdawać, że minęło dopiero parę sekund. Pomyliłam się... to nie było parę sekund, a parę godzin. Gdy wchodziłam do domu była godzina 17, może trochę później, a rozmowa z dziwną zjawą zajęła mi może z pół godziny... potem straciłam przytomność.. .na ładnych parę godzin... na pięć długich godzin...
      Czułam się dziwnie, nieswojo, jakbym... jakbym nie była sobą. Czułam w sobie obecność Isaz... Wiedziałam, że od teraz wszystkie moje sekrety, wszystko, co tak bardzo starałam się zachować dla siebie, będę musiała dzielić z nią... tym pomysłem nie byłam zachwycona. Spróbowałam wstać. Nie była to najmądrzejsza decyzja. Nim się spostrzegłam znów leżałam na ziemi. Westchnęłam ciężko załamana swoją niezdarnością, ale nie było to dla mnie nic nowego. Urodziłam się pod pechową gwiazdą i przyciągałam do siebie kłopoty jak światło ćmę. Nic nie mogłam poradzić na niełaskawość losu, prócz tego, że cały czas starałam się zachować spokój i wyjść z opresji obronną ręką. Nie zawsze mi to wychodziło, ale mogło być gorzej. Do tej pory nie stało mi się jeszcze nic złego... nic czym musiałabym się martwić...
Ponowiłam próbę wstania. Tym razem mimo zawrotów głowy jednak udało mi się utrzymać na nogach. Zaśmiałam się w duchu. Przed chwilą przyjęłam do swojego ciała obcego ducha, a martwiłam się, że nie zdążyłam nic zrobić do szkoły. Poirytowana własnym myśleniem powlokłam się do łazienki i wzięłam gorący prysznic... Długi gorący prysznic, dzięki któremu trochę doszłam do siebie. Dalej czułam się nieswojo dzieląc ciało z bytem imieniem Isaz, ale teraz przynajmniej nie miałam zawrotów głowy. Owinąwszy się starannie ręcznikiem poszłam do kuchni przygotować sobie śniadanie na następny dzień do szkoły, choć nie miałam na to najmniejszej ochoty. Najchętniej bym się położyła i zasnęła na najbliższych kilka dni, ale niestety było to niemożliwe. Miałam na sen tylko kilka krótkich godzin.
Zgasiłam światło w kuchni i wciąż osłabiona połączeniem poszłam do łóżka i położyłam się spać. Długo nie mogłam zasnąć, więc postanowiłam uciąć sobie krótką pogawędkę z lokatorem mieszkającym w moim ciele... a może powinnam powiedzieć współlokatorem?
      –Hej, Isaz, jesteś tam? –Spytałam w myślach nie licząc na żadną odpowiedz.
      –A gdzie mam niby być, jak nie tu? –Odpowiedziała z ironią w głosie i lekkim rozdrażnieniem. –Przecież jestem od teraz częścią ciebie, co oznacza, że przez najbliższy czas będziemy nierozłączne.
      –Przez jakiś czas? –W moim głosie pobrzmiewała nuta lęku. Czyżby zamierzała mnie opuścić? Czyżby znalazła kogoś bardziej odpowiedniego? –Myślałam, że...
      –Przecież ci mówiłam, że moim zadaniem jest przekazanie dalej mojej wiedzy, zanim ten świat mnie wchłonie, unicestwi, co jest równoznaczne z tym, że długo nie pomieszkam w twoim ciele. –Ucichła na moment nad czymś się zastanawiając. –Mam nadzieję, że twoja gwiazda opiekuńcza niedługo pozwoli ci na odrobinę spokoju. Panowanie nad mocą jest trudne, a tym bardziej dla kogoś zdenerwowanego. Swoją drogą niedługo przestaniesz być...wybacz za określenie... ciężko mi znaleźć odpowiednie słowa. W dalszym ciągu jestem trochę zamroczona... mam nadzieję, że przestaniesz być takim niezdarą. Póki, co będę cię ratowała z opresji, ale nie będzie to trwać wiecznie.
      –Rozumiem –Skąd w moim głosie wziął się ten smutek? Przecież powinnam się cieszyć, że nie będę na zawsze musiała dzielić ciała z inną duszą, na dodatek silniejszą ode mnie, która z łatwością mogłaby nade mną zapanować... Zapanować nad moim ciałem. Nagle coś mi zaświtało. –Isaz, mówiłaś, że są jeszcze inni tacy jak ja...
      –Owszem, są. I mam nadzieję, że jest ich liczna grupka.
      –Czy będę potrafiła ich rozpoznać? W końcu powinnam trzymać się z sobie podobnymi, a nie ludźmi, którzy nie będę w stanie mnie zrozumieć. –Powiedziałam, nie wiedząc czy mówię o sobie teraźniejszej, czy tej przeszłej, która i tak miała już problemy z byciem rozumianą przez otaczających mnie ludzi. –I powiedziałaś też, że stanę się tym, kim zechcę... Ty już wiesz, kim będę, prawda?
      –Pozwól, że odpowiem na twoje pytania po kolei. –Przez chwilę milczała myśląc nad odpowiedzią. –Rozpoznanie nie będzie takie łatwe jak może ci się zdawać. Owszem, będziecie dążyć do połączenia, ale... Jakby to ująć... W jakiś sposób zostaliście wcześniej połączeni nicią przeznaczenia i prędzej czy później, choć moim zdaniem raczej prędzej, będziecie dążyć do połączenia się. Nie przeczę, że równie dobrze poznając kogoś z grupy nie zginiesz. Odkąd tu jestem zauważyłam, że ludzie dążą do władzy i starają się wyeliminować wszystkie przeszkody, jakie mogą stanąć im na drodze. Nie martw się, masz dar, dzięki któremu będziesz gotowa do obrony, jeśli zajdzie taka potrzeba. –Posłała mi mentalny uśmiech na pocieszenie i od razu się rozchmurzyłam. Dopiero wtedy, prawdopodobnie czując moją zmianę nastroju kontynuowała. –Wybrałaś podświadomie bycie panią moc, oczywiście wszyscy macie skłonność... umiejętność magiczną, ale twoja w tym wypadku jest znacznie większa, ze względu na dokonany wybór, martwi mnie tylko jedno...jeśli każdy z was będzie innej rasy, to w żaden sposób nie utworzycie grup... Nawet, jeśli kiedyś, dajmy na to przyjaźniło się ze sobą dwóch chłopaków,, a jeden stał się wampirem, drugi wilkołakiem, staną się swoimi śmiertelnymi wrogami, tak samo jak krasnolud prawdopodobnie nigdy nie zaprzyjaźni się z elfem... My już mieliśmy podobny problem w naszym świecie... niektórzy z nas pewnie dadzą wam wolny wybór, tak jak ja tobie, ale inni nie są tak tolerancyjni i dobrzy. Swoim „nosicielom” sami wybierają formę, co często nie jest zgodne z życzeniem tej osoby. Pamiętaj, że nie wszyscy muszą być ludźmi jak ty i jak ludzie wyglądać.
      –To, co mówisz wydaje się być dość skomplikowane... –Zastanowiłam się nad tym przez chwilę, ale byłam zbyt zmęczona by wyciągnąć z tego jakieś wnioski. Zostawiłam to sobie na następny dzień. –Jednak, mam nadzieję, że mimo wszystko uda nam się jakoś odnaleźć... Póki, co muszę dalej się zadawać z ludźmi, udawać, że jestem tą samą osobą, którą byłam zanim cię poznałam... Zapowiada się trudny okres w moim życiu...
      Zasnęłam zanim zdążyłam sobie to uświadomić. Nigdy nie spałam jeszcze chyba tak głębokim, regenerującym snem. Nawet gdyby cały budynek miał się walić, pewnie i tak bym się nie obudziła.


Rozdział 2
Przebudzenie

Aislinn

Obudziłam się jeszcze przed wschodem słońca, przez co byłam na siebie zła, mimo, że wyspałam się jak nigdy. Do wstania zostały mi, co najmniej dwie godziny, które postanowiłam przeleżeć pod cieplutką kołderką. Czułam się wyśmienicie. Lepiej niż kiedykolwiek w ciągu całego swojego życia. Nie mogąc dłużej uleżeć wstałam i w podskokach pobiegłam do łazienki się umyć. Zajęło mi to znacznie mniej czasu niż normalnie, czułam się pełna energii. Spojrzałam w lustro. To, co w nim zobaczyłam przeraziło mnie i zaskoczyło jednocześnie. Niby nie zmieniłam się z twarzy, ale zniknęły z niej wszystkie niedoskonałości. Moja skóra zjaśniał przybierając barwę porcelany. Byłam blada, ale nie wyglądałam źle. Ta bladość dodawała mi pewnego rodzaju uroku. Domyśliłam się, że teraz zaczną się zmiany, zarówno mój wygląd jak i charakter. Zmiany się zaczęły i będą postępować z dnia na dzień coraz bardziej, aż pewnego dnia nie poznam w lustrze samej siebie. Westchnęłam i poszłam do kuchni zjeść śniadanie, po czym poszłam do pokoju się pouczyć. Wyjęłam książki i położyłam się na brzuchu, na łóżku.
      –Nie musisz się tego uczyć. Jak spałam przejrzałam trochę twoje wspomnienia... No dobra, wszystkie... W każdym bądź razie przekazałam ci trochę swojej wiedzy. Wystarczająco, żebyś nie musiała się uczyć do końca życia niczego o tym świecie. –Ton głosu Isaz był opanowany i pewny. Mówiła tak jakby to była najbardziej oczywista rzecz pod słońcem. –Ale jak chcesz marnować czas na takie głupoty, to proszę, bardzo. Nie będę ci tego broniła.
      –Nie gniewaj się Isaz. Po prostu ciężko mi w to wszystko jeszcze uwierzyć. Muszę się z tym trochę oswoić, to dla mnie coś nowego. –Starałam się mówić spokojnie, ale prawdę powiedziawszy nie bardzo mi to wychodziło. Byłam tym wszystkim przerażona, a najbardziej zmianami, jakie we mnie zachodziły. –Po prostu muszę się przyzwyczaić do nowej sytuacji.
      –Rozumiem i jestem ci chyba winna przeprosiny. –Jej głos nie zdradzał żadnych uczuć, zupełnie tak jakby była nieobecna duchem. –Ta sytuacja i mnie po części przerasta. Mam mało czasu i muszę ci przekazać jak najwięcej się da, choć i tak nie dam rady przekazać ci wszystkiego. Pewnie myślisz, że jest mi łatwo... Nie tylko w tobie zachodzą zmiany. We mnie również, tylko z tą różnicą, że ty się zmieniasz, ale będziesz żyć wiecznie, a ja się zmieniam... Można by rzec, że się rozpływam. Z każdym dniem jest mnie coraz mniej, aż w końcu zupełnie przestanę istnieć. Twoje ciało mnie chroni, ale nie tak silnie, jak myślałam, jak bym chciała, przez co do wykonania mojej misji zostało mi niewiele czasu, a wiem, że jej tak czy inaczej nie ukończę. Nie będę w stanie przekazać ci wszystkiego. Pewnie teraz ci się wydaje, że nie mam uczuć, ale to dlatego, że część mnie, większa część, koncentruje się na przekazie mocy i wiedzy.
      –Rozumiem... –Nie odezwałam się ani słowem więcej. Było mi strasznie wstyd, że ją tak potraktowałam. To, że ja miałam problem z zaakceptowaniem tej sytuacji nie oznaczało wcale, że było mi najtrudniej. Isaz miała jeszcze gorzej i dopiero teraz to pojęłam. Postanowiłam wziąć się w garść i więcej nie narzekać. Zmierzyć się z tym, co przyniesie jutro dla dobra Isaz, jak i swojego.

Isaz


Nie powiem, po przejrzeniu wspomnień tej dziewczyny, byłam jeszcze bardziej pewna, że dobrze wybrałam. Tylko ten jej upór... Jej wspomnienia mnie nie pocieszyły... Dziewczyna była urodzona pod pechową gwiazdą... Wszystko było przeciw niej, a teraz jeszcze do czary została dodana moja moc... Miałam nadzieję, że to nie jest kropla, która ją przeleje... Swoją drogą nawet bez mojej pomocy dziewczyna miała nieciekawe przeznaczenie. Gdyby mnie nie spotkała pożyłaby może ze dwa, trzy lata w samotności, nierozumiana przez nikogo, a potem zapadłaby na ciężką chorobę bądź zginęła w głupim wypadku. Tylko czy powinnam zmieniać jej przeznaczenie? Rzadko wychodzi to komuś na dobre, ale mogłam mieć nadzieję... Nic innego mi nie pozostało.
      Obserwowałam świat jej oczami i odczuwałam go teraz tak jak ona. To, czego bała się ona lękało również mnie, to, czego nienawidziła, odczuwałam jak własną nienawiść. Nie powiem, było to dla mnie zupełnie nowe doświadczenie. Nigdy nie czułam niczego tak intensywnie jak ona. Z racji stanowiska, jakie zajmowaliśmy w naszym wieloświecie nauczyliśmy się panować nad emocjami i uczuciami, aż prawie całkowicie o nich zapomnieliśmy. Teraz ponownie uczyłam się tych wszystkich uczuć. Wątpiłam, że potrafiłabym tak nad nimi panować jak ona. Wszystko przeżywała wiele silniej niż inni z jej rasy, a mimo wszystko ona pozostawiała to dla siebie. Nie okazywał w pełni tego, co czuła. Była prawdziwą mistrzynią aktorstwa, jeśli chodzi o ukrywanie uczuć. Zaczęłam się zastanawiać, czy kiedykolwiek się przełamie, pokaże swoją wrażliwość, ale patrząc na to z perspektywy 18 lat, jakie żyła było to mało prawdopodobne... Mało prawdopodobne było, że kiedykolwiek zaufa komuś na tyle, by odsłonić przed nim, jaka jest naprawdę. Dużo bardziej prawdopodobne było, że przejmując moją wiedzę, całkowicie odetnie się od wszelkich uczuć, choć miałam nadzieję, że tak się nie stanie. Byłam szczęśliwa, że mogłam przez te ostatnie dni swojego istnienia czuć się tak ludzko, że mogłam poznać ponownie te wszystkie emocje, o których zapomniałam przez wieki swojego długiego i jakże nudnego życia. Dzięki niej odkryłam, jak nijakie ono było, jak bardzo czegoś w nim brakowało. Zupełnie jakbym zapadła w jakieś otępienie, półsen i dopiero teraz się z niego obudziła. Pomyśleć, że kiedyś myślałam, iż moje życie jest wspaniałe, pozbawione trosk i problemów, że jest szczęśliwe... Przez tyle wieków żyłam oszukując samą siebie. Wszyscy, cała nasza rasa się oszukiwała... Przez tyle wieków... A teraz... Teraz przeżywałam wszystko tak jak Aislinn, jak zwykła śmiertelniczka, ciesząc się z błahostek, na które nawet nie zwracałam uwagi.
      Cóż za kolejny nudny dzień... Nauka, która nie sprawi trudności... Nauka czegoś, co już się umie i jest banalne, wręcz oczywiste... A na koniec w-f... Nie powiem, stan ciała mojej „nosicielki” dawał wiele do życzenia, ale już moja w tym głowa, żeby to jakoś zmienić,,, Choć z drugiej strony moja rasa nigdy się nie przejmowała aspektami fizycznymi. Dla nas najbardziej liczyła się wiedza i inteligencja i to na tej podstawie łączyliśmy się w pary, choć przyznaję, że niewiele par było w moim pokoleniu... Ja sama przez jakiś czas byłam z dwoma mężczyznami, ale nie trwało to jakoś zawrotnie długo. Mój najdłuższy związek trwał 157 lat, krótszy tylko 94 (Podkreślam ponownie, że jestem istotą długowieczną. Dla nas czas płynie znacznie wolniej. Równie dobrze mogłabym 150 lat potraktować jak 15 miesięcy albo nawet dni, gdyby porównywać czas mojej rasy do czasu ludzkiego.)...
      Tak jak się spodziewałam ludzie, a bynajmniej ludzkie kobiety, nie przykładają zbyt wielkiej wagi do sportów... Nawet gra w kosza stanowi dla nich zbyt wielkie wyzwanie... Tak jak myślałam, Aislinn w tym wypadku nie jest wyjątkiem... No chyba, że wyjątkiem można ją nazwać ze względu na to, jak jest słaba w sportach... Choć nie powiem, akurat w koszykówkę starała się grać dobrze. Średnio jej to wychodziło, ale nie było, aż tak źle... No może pomijając dwa zderzenia i jedno potknięcie o nogę innej zawodniczki, ale naprawdę nie szło jej tak źle... Dwa razy nawet trafiła do kosza, choć raczej był to czysty przypadek... Ale nie powiem... Bawiłam się nieźle oglądając ten komiczny mecz.
      W pewnym momencie zobaczyłam silnie rzuconą w jej stronę piłkę. Nie byłam w stanie zebrać myśli i odpowiednio zareagować.
      –Aislinn, uważaj! –Było to wszystko, co mogłam zrobić. Ostrzec ją, mimo iż ona doskonale zdawała sobie sprawę z tego, co się dzieje. Wszystko to trwało zaledwie parę sekund. Kilka sekund, które miały na zawsze odcisnąć się w mojej i jej pamięci, jak i zarówno w pamięci reszty graczy. Dziewczyna zdążyła tylko poderwać rękę do góry w odruchowym geście obrony. Poczułam szarpnięcie. Byłam przerażona tym, co się dzieje. To wszystko nie powinno mieć miejsca, a na pewno nie tak wcześnie. Wokół Aislinn pojawiła się półkolista, niewidzialna tarcza, po której niczym oddech smoka prześlizgiwały się złocisto szkarłatne płomienie ognia. Piłka lekko nadpalona odbiła się od tarczy nie pozbawiając mojej „nosicielki” nawet równowagi. Wszyscy patrzyli na nią  ze strachem w oczach, ale tylko ja czułam jej przerażenie niczym swoje własne. Tylko ja czułam jak ona się czuje. Czułam jak drżą pod nią nogi, jak opuszczają ją siły i jak pogrąża się w ciemności nie mając już siły dłużej utrzymać ani tarczy, ani własnej ręki. Czar prysł, a ona zemdlała upadając na podłogę. –Aislinn, słyszysz mnie? Hej! Ocknij się! –Wołałam mając nadzieję, że mnie usłyszy, że jakoś zareaguje. Jednak nie powinnam była jej wybierać. To, że tak łatwo potrafi wezwać moc w krytycznych chwilach, że robi to podświadomie nawet mnie cieszyło, ale dziewczyna nie miała żadnego odnośnika. Umiaru w doborze odpowiedniej ilości mocy. W ten czar mogłaby równie dobrze włożyć odrobinkę mocy, a i tak by zadziałał, tymczasem ona włożyła w niego całą swoją energię. W normalnych okolicznościach już teraz byłaby martwa. Na co komu tarcza, która ochroni przed jednym zagrożeniem, ale nie pozwoli uciec przed drugim... Miałam świadomość, że przed Aislinn stoi długa droga samodzielnej pracy, nad kontrolą mocy. Choć czy teraz czas tyczy się jej tak samo jak jej pobratymców? Przecież przestała być człowiekiem, w chwili, gdy zawarła ze mną umowę, stając się długowieczną, jeśli nie nieśmiertelną... Gdybym tylko miała pewność, że poradzi sobie z opanowaniem sztuki magicznej, mogłabym spokojnie odejść, ale to nie było mi najwidoczniej dane. Ostatnie dni swojego życia miałam spędzić na przekazywaniu jej wiedzy, którą zdobyłam i zamartwianiu się, czy poradzi sobie w życiu niosąc na swoich barkach tak wielki i niebezpieczny dar, będący również przekleństwem. Ilu ludzi zginie przez nią, nim nauczy się to kontrolować? Jak bardzo zmieni się ten świat, gdy obudzą się pozostali? Czy zostawią go takim, jaki jest, czy postarają się go zmienić, a jeśli tak to jak bardzo...? Było tyle pytań, na które chciałam poznać odpowiedź, a których miałam nigdy nie usłyszeć.

      Czas z Aislinn mijał mi szybciej niż bym śmiała przypuszczać. Mimo swojego na pozór chłodnego usposobienia dziewczyna była ciepłą i kochającą osobą, na której wszyscy mogli polegać. Przez cztery miesiące upewniłam się tylko, że dziewczyna ma niezwykły talent, jak i zarówno, że jest świetną przyjaciółką i powierniczką dla tych, którym zaufa, choć w małym stopniu. Co prawda odkąd jej moc się przebudziła zrobiła duże postępy i nauczyła się drobnych czarów, ale jej znajomi odsunęli się od niej i została prawie całkiem sama, a ja również niedługo będę musiała ją opuścić. Nie żebym chciała, ale po prostu mój czas już się kończył, została ze mnie tylko mała część tego, kim byłam wcześniej. Przede mną został może jeszcze jeden miesiąc życia... Nie więcej. Wiem, że nie powinnam, ale przywiązałam się do tej niezdary, jak nazywałam ją w myślach, nie ze złośliwością, a z sympatią. Dziewczyna również się do mnie przywiązała. W końcu mieszkałam w jej ciele przez dość długi czas. Bardzo się bałam ją zostawić. Dużo czasu zajęło jej zaakceptowanie, że jesteśmy ze sobą połączone, a jeszcze trudniej będzie jej znieść rozdzielenie. Gdy odejdę w jej świadomości pozostanie pustka, której nie da rady niczym wypełnić. Z czasem się do tego przyzwyczai i zapomni. Przynajmniej taką miałam nadzieję. A już na pewno, gdy się zakocha... Ktoś, komu odda serce zajmie... Wypełni tę pustkę... Tylko pozostawało pytaniem „czy i kiedy się zakocha?”. Nie zdawałam sobie sprawy, że aż tak trudno będzie mi ze świadomością, że to rozstanie sprawi jej ból. ale nie mogłam na to nic poradzić...


Aislinn


Moje życie nabrało dziwnego rytmu. Czas, mimo że nieubłagalnie wciąż posuwał się naprzód zwolnił dla mnie swój bieg, a w pewnym sensie nawet się zatrzymał. Nie istniał dla mnie tak jak dla innych. Nigdy miałam się nie zestarzeć i nie umrzeć. Pozostawałam dla śmierci niewidzialna, omijała mnie szerokim łukiem. W pewnym sensie czułam się tak jakby to śmierć bała się mnie zamiast na odwrót. Było to dziwne uczucie, wiedzieć, że jest się ponad nią... Ale mimo wszystko jakaś część mnie właśnie umierała. Z dnia na dzień stawała się coraz słabsza a niedługo mogła przestać istnieć całkowicie. Od początku zdawałam sobie z tego sprawę, a mimo wszystko starałam się o tym nie myśleć. Isaz i ja stanowiłyśmy teraz jedność. Zgrałyśmy się na tyle, że nie wyobrażałam sobie życia bez niej, bez jej obecności w umyśle. Było to dla mnie trudne, zaakceptować, że nagle może jej zabraknąć. Fakt, na początku nie mogłam się przyzwyczaić, że w moim ciele mieszka jeszcze ktoś inny niż ja, było to dla mnie coś bardzo nienaturalnego. Wstyd mi przed sobą samą, ale z początku uważałam Isaz za swojego rodzaju pasożyta... Stworzenie, które tylko mnie wykorzystuje żeby przetrwać... Ileż bym teraz dała, by mogła dalej żyć w moim ciele... Jej obecność z dnia na dzień słabła, a ja z każdym dniem odczuwałam coraz większą pustkę. Isaz była moją przyjaciółką, osobą, która znała mnie lepiej niż ktokolwiek inny, lepiej niż ja siebie. Jak miałam ją zastąpić? W jaki sposób wypełnić pustkę, która powstaje w jej miejscu? Tego nie wiedziałam, ale musiałam szybko coś wymyślić. Isaz była coraz słabsza, coraz rzadziej ze mną rozmawiała.

Brak komentarzy: